Kiedy zobaczyłam tę komodę na giełdzie w Czaczu, ponownie poczułam to coś – nazywam to 'pociągiem do mebla’. Jeśli jeszcze nie widziałeś/widziałaś mojej krótkiej relacji z tej giełdy dla meblowych freaków to zapraszam TUTAJ. Kilka przydatnych informacji odnośnie samej organizacji wyjazdu na giełdę znajdziesz też w TYM LINKU. Sosnowa, z klasycznym odcieniem „starej pomarańczy”, zdecydowanie prosiła o zabranie ją do domu. Nie była w złym stanie, ale brakowało jej wspominanego tak często przeze mnie życia. A ja, no cóż, uwielbiam wyciągać z mebli ich ukryty potencjał. Jak to wszystko wyglądało? Już opowiadam!

Najpierw przygotowanie – nudne, ale ważne
Zaczęłam od porządnego umycia komody. Zabrudzenia, kurz i stare naloty musiały zniknąć. Następnie w ruch poszła szlifierka, żeby zmatowić powierzchnię. Dzięki temu farba lepiej się trzyma i wszystko wygląda później zdecydowanie bardziej estetycznie. Choć etap stylizacji jest moim absolutnym konikiem to szlifowanie ma w sobie coś wyjątkowego. Mnie uspokaja, że hej! No i fajnie się patrzy, jak powoli znika to, czego chcemy się pozbyć.
Farby kredowe – mój wybór numer jeden
Tym razem postawiłam na farby kredowe i… wow, to był strzał w dziesiątkę. Są naprawdę przyjemne w użyciu – dobrze kryją, szybko schną i dają piękne, matowe wykończenie. Kolory? Oj, tutaj miałam mały dylemat, bo pomysłów było mnóstwo. Ale ostatecznie wybrałam to, co zawsze wywołuje u mnie uśmiech: energetyczne połączenie turkusu, różu i intensywnego niebieskiego. Te barwy to dla mnie prawdziwa bomba energii i dobra zabawa.



Czas na malowanie i wzory
Najpierw nałożyłam dwie warstwy farby – turkus, róż i niebieski pięknie pokryły sosnowe drewno. Potem sięgnęłam po szablony, żeby dodać trochę wzorów. Wybrałam delikatne ornamenty, które nadały całości elegancji, ale nie odebrały jej lekkości i nowoczesności. Każda szuflada dostała swoją kolorystykę – bo czemu nie? 🙂
Na koniec wszystko zabezpieczyłam woskiem do farb kredowych, żeby komoda była odporna na zarysowania i mogła cieszyć oko przez długie lata.

Detale robią różnicę
Uchwytów nie było. Znając życie, były to najprostsze drewniane gałki, które jak dla mnie są za zwykłe i nawet pomalowane nie nadają meblowi tego, co może zrobić ładny uchwyt. Postawiłam zatem na czarne, lekko metaliczne, nowoczesne gałki, które świetnie kontrastują z kolorowymi frontami. Dodałam też kilka dekoracyjnych akcentów, jak rośliny i świece, żeby pokazać, jak komoda może wyglądać w prawdziwym wnętrzu. Te małe detale naprawdę robią robotę i podkreślają efekt końcowy.

Komoda szuka nowego domu
Jeśli zakochaliście się w tej komodzie tak jak ja i widzicie ją u siebie, to mam dobrą wiadomość – jest dostępna na sprzedaż! Wpadnij TUTAJ, żeby sprawdzić wymiary i cenę a także inne meble, które są dostępne od ręki. Kto wie, może to właśnie ona wkrótce stanie w Twoim salonie albo sypialni? 😊
Jeśli chcesz zobaczyć w dużym skrócie, jak powstawał ten mebelek – zapraszam na mój IG – KLIK.